logo

Blog

Jak zostałem Mistrzem Polski BJJ

Wroxgym

Wroxgym

Mistrzostwa Polski BJJ mają w sobie specyficzną magię. Uczestnictwo w wielu zawodach
BJJ uznaję za opcjonalne, ale Mistrzostwa Polski BJJ są dla mnie absolutnym
obowiązkiem. Nie ma drugiej takiej imprezy, która wywołuje podobne poruszenie w tej
dyscyplinie - ale nietrudno zgadnąć jaki jest tego powód. Ranga zawodów? Jasne. Liczba
uczestników? Rownież. Rosnąca profesjonalizacja tej imprezy? Jak najbardziej. Z roku na
rok rośnie renoma tych zawodów, co jest skutkiem faktu, że coraz więcej osób trenuje ten
wspaniały sport, a organizacja Mistrzostw Polski dorównuje potrzebom zwiększającej się ilości
uczestników. Jednak to jest tylko dodatek, bardzo ważny, ale dodatek. To co czyni tą
imprezę wyjątkową są ludzie i atmosfera. Mistrzostwa Polski to są 3 dni prawdziwego święta BJJ,
genialnej atmosfery, corocznych spotkań znajomych z maty z różnych zakątków Polski. To
trzeba poczuć. Tam trzeba pojechać. Więc ja, jak co roku spakowałem klamoty i ruszyłem
do Gniezna!

Kto mnie zna, ten wie, że w tym roku nie mogłem narzekać na brak obowiązków.
Powiększenie rodziny, nowe wyzwania zawodowe - do tego doszły jeszcze kłopoty
zdrowotne, które całkowicie wycięły mnie z treningów na 3 miesiące. Treningi BJJ straciły
na priorytecie i zdecydowanie nie czułem się „w gazie”. Pomimo tego wszystkiego co
miałem na głowie i mojego spadku formy trener Sqra wziął mnie z totalnego zaskoczenia
nominujący mnie latem na brązowy pas. Powiedzieć, ze nie czułem się poziomem na to
wyróżnienie to nic nie powiedzieć. Byłem pewien, że oszalał - ale według starej zasady -
nie dyskutuje się z głównym trenerem na temat jego decyzji nominacyjnych. Nie zmienia to
faktu, że czułem się bardzo przytłoczony tą nominacją. Jak zaczynałem swoją przygodę z
BJJ to poziom brązowych pasów był w mojej głowie nieosiągalny. No nic. Sqra zwariował. 

Więc tak się znalazłem w Gnieźnie na Mistrzostwach Polski BJJ. Lekko na bakier z
treningami. Startujący w dywizji na którą ani trochę nie czułem się poziomem. Dodatkowo
dopiero po zapisach zorientowałem się, ze w mojej kategorii Masters są zarówno brązowe
jak i czarne pasy (a jak się później okazało - same czarne). Reasumując - oczekiwania
miałem wobec siebie bardzo niewielkie. Przyjechałem dzień wcześniej, żeby wkręcić się w
atmosferę MP, pomóc dogrzać się znajomym z klubu i pokrzyczeć trochę z narożnika.
Wieczorem na spotkanie ze znajomymi (i pewną wybitną gęsią nóżką), do hotelu i spanko.
Z rodzicielskiego przyzwyczajenia wstałem przed budzikiem, samopoczucie było mocne
3/10, śniadanie zjedzone, zebrałem się i lecimy. Gdy dotarłem na hale dowiedziałem się,
że Paweł Wadas zmajstrował złoto w debiucie w czarnych pasach - z grubsza zero
zdziwienia, Paweł to przekot, a w ciągu tego roku co gość się odpalił to ja pytań nie mam.
Mistrzostwo Polski w czarnych pasach dla Wroxa zrobione. W głowie kołacze myśl
„Robotę Paweł zrobił, ale Ty Tomcio to myśl o tym, żeby tam Cię ten pierwszy czarny pas
nie skończył w  dwie minuty”. Niezłe nastawienie przed pierwszą walką …

Postawiłem na trochę mocniejszą rozgrzewkę (dzięki jeszcze raz Karol!) i wbiłem na matę.
Trochę tych walk turniejowych już miałem, więc uczucia totalnego odcięcia już nie
uświadczyłem, a i skupienie miałem na bardzo wysokim poziomie. Moim przeciwnikiem
okazał się tez być jeden z najbardziej doświadczonych zawodników BJJ w Polsce. Plan
gry ułożony. Można lecieć. Tutaj warto dodać, ze rok temu po campie we Wroxie z
Kristianem Woodmansee i po długich rozmowach z nim, zdecydowałem całkowicie
zmienić swoją grę. Cierpiałem katusze początkowo i dostawałem „w palnik” raz za razem,
ale później zaczęło to procentować. 

Tak więc plan jest, przeciwnik znany, sędzia zaprasza na mate - ruszamy! Wyjątkowo
czułem duży luz. Fizycznie czułem się względnie mocny wiec w głowie miałem myśl, żeby
wykonać swój plan i nie popełnić głupich błędów. Udało się połapać niezłe chwyty, zejść
do motyla i…. Poszło! Minęły dwie minuty, a mnie jeszcze nie skończył. Co więcej, to ja
mam dwa punkty i czuję przewagę. Poczułem krew. Później potoczyło się szybko -
przejście gardy, kontrola bocznej, połapany kołnierz pod głową. Przerzuciłem nogę,
dociągnąłem rękę i zapiąłem duszenie. Nie dotarło do mnie to co właśnie zrobiłem.
Właśnie pierwszy raz w życiu odklepałem czarny pas, i to jeszcze na zawodach. 

Ręka w górze, podziękowania i wymiana uprzejmości z rywalem i można się szykować do
finału. Tutaj wiedziałem, ze łatwo nie będzie. Przeciwnik mocno nastawiony na ataki na
nogi, silny i z workiem medali z ADCC, Europy i innych wysokich rangą zawodów.
Skupienie. Wtedy pojawiła się w mojej głowie myśl, ze skoro wykonałem 200% swojego
planu (nie dość, ze nie dałem się skończyć w pierwszej walce z czarnym pasem na
zawodach, to jeszcze ja go skończyłem) to czemu by nie zrobić wszystko co się da, żeby
wygrać finał. Te czarne pasy nie są wcale takie straszne :)

Nadszedł czas na finał. Plan w głowie ułożony i zaczynamy. Jak to z każdym dobrym
planem, oczywiście musiał pójść się gwizdać w jakiejś 10 sekundzie walki gdy przeciwnik
niespodziewanie mi usiadł i złapał nogę do skończenia. Pierwsze myśl „No jak śliwka w
kompot - wiedziałeś, ze będzie szedł po nogi i mu ją wystawiłeś”. Patrzę na tablice z
czasem i minęło dopiero 20 sekund. No tak to się nie skończy. Zacząłem mozolna
wspinaczkę po kołnierzu przeciwnika … po około minucie udało mi się go przetoczyć i
uwolnić nogę - punkt przewagi. Rozpłaszczyłem go i wtedy stało się coś
niespodziewanego  - mój przeciwnik krzyknął. Sędzia zatrzymał walkę. Krótkie spojrzenie
na przeciwnika i na sędziego - sędzia pyta się mojego przeciwnika czy wszystko Ok, ten
odpowiada, ze tak i możemy lecieć dalej. Sędziowie poszli się naradzić. Miałem wrażenie,
ze trwało to wieczność - do tego widziałem, że mój przeciwnik odzyskuje siły, których dużo
zmarnował próbując wyciągnąć mi dźwignie na nogi. Powrót sędziego i jego pytanie
totalnie mnie zdziwiło. „Mamy postawy żeby przerwać pojedynek, ale Twój przeciwnik
mówi, ze może walczyć. Żeby nie było przypału decyzja należy do Ciebie”. Kto tu w tym
momencie robi przypał? Chwila zastanowienia i rachunek w głowie. Mam lepszą pozycje,
przeciwnik jest wypompowany, ja czuję krew i  kondycyjnie jest git. Jeśli mam wygrać złoto
to tylko na uczciwych warunkach, żeby nikt później tego nie kwestionował. 

Walczymy dalej. To był już rollercoaster, a ostatnie 20 sekund walki dłużyło się
niemiłosiernie. Przez cały czas miałem w głowie, ze remisujemy ze sobą, tym bardziej
dziwiły mnie spazmatyczne okrzyki z narożnika, żebym trzymał przeciwnika w gardzie te
ostatnie sekundy i nie puszczał. Koniec walki. Patrzę na tablice i … okazało się, ze miałem
oczko przewagi więcej. Dopiero wtedy do mnie dotarło. Pierwsze wygrane zawody BJJ i
to w najwyższej kategorii. Ryk radości i dopiero wtedy mnie naprawdę odcięło.

Co było dalej? Mogę napisać lakonicznie, że dekoracja, pakowanie i do domu. A jakie to
naprawdę jest uczucie? Nie da się tego opisać słowami. Mam jednak nadzieje, każdy z
Was będzie mógł doświadczyć tego na własnej skórze. Ciężka praca, dużo wyrzeczeń i
masa zwątpień. Nie zapominajmy, żeby czasem w tym natłoku obowiązków i treningów na
chwile się zatrzymać i upewnić się, czy na pewno idziemy w dobrym kierunku. Może w
BJJ, tak jak w moim przypadku, nie zawsze warto gnać za wszelką cenę do przodu, ale
wykonać jeden krok w tył, rozejrzeć się dookoła i zweryfikować swoją grę? Nawet kosztem
wstępnego zwątpienia i kłopotów, aby później zrobić te przysłowiowe dwa w przód. Jedno
jest pewne - na pewno w takim środowisku jak WroxGym mamy warunki do osiągnięcia
rzeczy wielkich - tylko trzeba czasem zaufać trenerom ;)

trenuj z nami

Grafik zajęć

previous

poznaj dyscypline

Klasyczny boks

previous

Kontakt

WROX GYM | Najbardziej sportowa społeczność we Wrocławiu!

ul. Fryderyka Chopina 27A
Wrocław, 51-609 Poland